Błysk w oku Angeliny Jolie
Pierwsze spotkanie z Bradem Pittem trochę mnie zdenerwowało – wyznaje Daniel Olbrychski
Tomasz Bielicki, 27 Października 2009
Aktor DANIEL OLBRYCHSKI, który gościł w Dworze Artusa opowiada o najnowszym filmie, swoim dyplomie magistra oraz wskazuje, czyj talent rozbłyśnie za kilka lat.
T.B.: Wszystkich zelektryzowała informacja, że zagrał Pan u boku Angeliny Jolie w filmie Salt Phillipa Noyce’a.
D.O.: Potrzebował mnie do dużej roli u jej boku. Domyślam się, że maczał w tym palce starszy brat Nikity Michałkowa – mój przyjaciel Andriej Konczałowski, którego zaprosiłem do reżyserii Króla Leara w warszawskim Teatrze Na Woli. Za dużo nie mogę mówić. Salt to thriller polityczny. Zdradzenie choćby drobnego fragmentu mogłoby zepsuć jego odbiór. Mam nawet zapis w kontrakcie, który zobowiązuje mnie do milczenia.
T.B.: Kogo Pan zagrał?
D.O.: Rosjanina, który biegle mówi po angielsku. Od czasu Azji Tuhajbejowicza w Panu Wołodyjowskim nie grałem tak negatywnej postaci. Kilka dni temu otrzymałem informację, że wzywają mnie ponownie do Stanów Zjednoczonych na dodatkowy tydzień zdjęć. Jeszcze nie wiem, co będziemy kręcić.
T.B.: Była okazja, aby wspólnie z Angeliną Jolie spotkać się prywatnie i wypić kawę? Podobno oprowadzała Pana po Nowym Jorku?
D.O.: Kawę piliśmy, jadaliśmy razem lunch, ale nikt z nas nie miał czasu na spacery. Angelina, kiedy nie pracuje, zajmuje się dziećmi. Jest niesłychanie rodzinna. W przerwach, kiedy ja grałem, o wiele częściej ucinała sobie pogawędki z moją żoną – Krysią. Żaliła się, że najczęściej ogląda bajki Disney’a ze swoją gromadką i często nie ma czasu obejrzeć swojego ostatniego filmu. Kiedy trafił nam się weekend wolny od zdjęć, chciałem zaprosić ją i Brada do restauracji mojego przyjaciela – tancerza Michaiła Barysznikowa. I nawet dostrzegłem błysk w jej oku. Niestety, nic z tego nie wyszło. Mieszkają aż na Long Island, skąd musieliby jechać do mnie aż półtorej godziny w jedną stronę. Dzieciaki się nie zgodziły, bo w tych dniach rzadko widywały mamę.
T.B.: Brad Pitt odwiedzał ją na planie?
D.O.: Dwa albo trzy razy. Robił to bardzo dyskretnie i na bardzo krótko. Ale muszę przyznać, że pierwsze spotkanie z nim trochę mnie zdenerwowało.
T.B.: Dlaczego?
D.O.: Brad jest nie tylko młodszy ode mnie, ale na dodatek jeszcze wyższy (śmiech). Jest bardzo wysportowany i świetnie jeździ konno. Okazało się, że u tego samego krawca – Jarosława Kociemby z Poznania – szyjemy sobie bryczesy.
T.B.: Aby móc wykładać na etacie w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie postanowił Pan wreszcie dokończyć studia i napisać pracę magisterską.
D.O.: Poprosił mnie o to rektor Andrzej Strzelecki. Stosowne upoważnienia do uprawiania tego zawodu zdobyłem już podczas egzaminu eksternistycznego. Pracy nigdy nie napisałem. Wszystko toczyło się zbyt szybko. Kiedy byłem na pierwszym roku PWST, ówczesny rektor Jan Kreczmar polecił mnie Andrzejowi Wajdzie do Popiołów. Wziąłem urlop dziekański. Kiedy wróciłem na drugi rok, rektor znów wezwał mnie do gabinetu: Widzę, że nudzisz się u nas. My też mamy z tobą kłopot. Ciągle się tutaj kręci telewizja i wyciągają cię na wywiady. Masz jakieś dalsze propozycje filmowe? Jak uważasz, że są interesujące, to idź swoją drogą. Jesteś już zawodowcem. Egzamin zdasz eksternistycznie.
T.B.: I poszedł Pan…
D.O.: Poszedłem. Przed komisją stanąłem kilka lat później, kiedy miałem na swoim koncie kilkanaście ról filmowych i pierwsze nagrody na międzynarodowych festiwalach. Jednym z wymogów było zagranie klasycznej roli. Wybrałem scenę z matką z Hamleta, którego graliśmy w Teatrze Narodowym. Na egzamin do ZASP-u zabrałem ze sobą Zofię Kucównę. Wchodzę, a tam w komisji: Bohdan Korzeniewski, Ryszarda Hanin, Aleksander Bardini, Jan Świderski… Z większością z nich już grałem. Nabrałem powietrza i zacząłem Matko, matko, matko… Po pierwszych słowach mi podziękowali. Byliśmy na premierze spektaklu, a niektórzy z nas widzieli go kilka razy – usłyszałem. Komisja wstała i powitała mnie jeszcze raz oficjalnie jako swojego kolegę. Tytuł magistra jest mi potrzebny tylko po to, by móc przyjąć etat w Akademii Teatralnej.
T.B.: Jaki będzie temat Pana pracy?
D.O.: Pracowałem już ze studentami nad wierszem klasycznym, monologami wierszem oraz scenami z Wesela. Opiszę, jak borykałem się z materiałem poetyckim przy okazji takich filmów jakWesele, Pan Tadeusz czy Zemsta. Przypuszczam, że magisterium uda mi się zrobić do końca tego sezonu. Potem chciałbym pójść za ciosem.
T.B.: Doktorat?
D.O.: A dlaczego nie? Myślałem o Szekspirze. Sądzę, że mogę podzielić się bardzo dużym doświadczeniem w tej materii. Zagrałem pięć wielkich ról szekspirowskich: Banco, Hamlet, Otello, Makbet i ostatnio Król Lear.
T.B.: Dramat szekspirowski jest szalenie daleki od tego, na co mogą liczyć adepci szkół teatralnych. Większość z nich ląduje w serialach.
D.O.: Ja od początku kibicuję Klanowi. Lubię Plebanię. Gdyby je zlikwidować, to należałoby zlikwidować połowę szkół teatralnych. Gdzie młodzi absolwenci mogliby się sprawdzać, zarabiać czy dać się lubić? Bo przecież o to ostatnie też chodzi w tym zawodzie. Każdy marzy, aby zagrać Makbeta czy Hamleta, ale dla wszystkich takich ról się nie znajdzie. Za to w serialu można nie tylko się pokazać, ale także zarobić na życie.
T.B.: Mówi Pan, że w serialach można się „pokazać”, ale nie jest to raczej ceniony gatunek.
D.O.: Dziennikarze nie traktują seriali poważnie, a to błąd. Wielcy aktorzy, jak Juliusz Osterwa, Stefan Jaracz czy Aleksander Zelwerowicz stworzyli wiele kreacji, ale jednocześnie utrzymywali się grając w farsach i błahych przedstawieniach. Trzeba było mieć dobry warsztat, aby dać się w tym zauważyć i nauczyć, jak rozbawić publiczność. Szukając obsady do Króla Leara, wspólnie z żoną oglądaliśmy seriale, aby wyłowić tych najzdolniejszych. Z talentem nikt się nie ukryje. Od razu można zauważyć, czy ktoś skupia na sobie uwagę i czy ma temperament.
T.B.: Mógłby Pan na podstawie seriali emitowanych w telewizji wskazać kogoś, kto za 5, 10, 15 lat będzie w stanie podźwignąć zawód aktora?
D.O.: Aż 10 lat? Zdolni młodzi już świetnie sobie radzą. Dariusz Wnuk z Samego życia, Mateusz Banasiuk, Magda Schejbal z Kryminalnych, syn Grzegorza Warchoła – Wacław Warchoł z Brzydulioraz odtwórczyni głównej roli w tym serialu – Julia Kamińska. Przyszłości należy do nich. Może mi Pan wierzyć… I do wielu innych.