Na pewne koncerty chodzę z ciekawości. Wyobrażam sobie co by było, gdyby czegoś istotnego zabrakło. Co by było, gdyby coś dodać, a coś ująć. Tym razem na części pierwsze rozebrałem Piotra Roguckiego. Odrzuciłem od niego cały zespół COMA i klimat tam panujący. Pozbawiłem go wielu instrumentów, zostawiłem jedynie jego i gitarę. Wyszedł Rogucki Solo. A żeby mu nie było smutno dodałem dwóch multiinstrumentalistów. Efekt okazuje się piorunujący dobry.

Jeśli ktoś myślał, że tego wieczoru usłyszymy piosenki z nowego albumu Piotra Roguckiego mógł się trochę rozczarować. Album ukazał się kilkanaście godzin przed koncertem, a same utwory nie zostały przygotowane w wersjach akustycznych. Usłyszeliśmy jednak kompozycje z dwóch poprzednich solowych albumów Piotra Roguckiego i jak zapewnił nas sam zainteresowany był to ostatni z serii koncertów w takiej odsłonie. Projekt akustyczny usłyszymy najwcześniej za rok lub dwa.

Słyszałem o tym projekcie już od dawna. Do wszystkich jednak pogłosek podchodzę sceptycznie i próbuję sam wyrobić sobie daną opinię. Ludzie lubią sobie dopowiadać, a czasami wręcz tworzyć historie na nowo. I w tym miejscu przyznam, że cały koncert bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Gdy Rogucki wkroczył na scenę i zaczął wręcz wirtuozersko grać na gitarze, nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy będzie to forma czysto gitarowej czy może dojdą też nowe instrumenty? Okazało się, że dołączyli do niego bracia Szczypiorscy. I to nie byle jacy instrumentaliści! Patrząc na cały koncert trudno było mi zliczyć instrumenty na których grali. Pojawiły się rzadkie dziś w muzyce dźwięki wiolonczeli, była niezwykle magnetyzująca marimba, różne instrumenty perkusyjne (o których nazwach już nie będę wspominać) czy gitara basowa. Zamykając oczy sprawiało to wrażenie sceny wypełnionej instrumentalistami. Otwierając je, ku zdziwieniu były to tylko trzy osoby. Orkiestra w minimalistycznym składzie.

Również repertuarowo byłem zaskoczony. Takie piosenki jak Nie Bielsko, Sopot i Argonauci zyskały całkiem nowego brzmienia. Zaśpiewane nieco inaczej niż wersje studyjne, zyskały nową energię, zaczerpnęły nowego życia. Wielkie K czy Mała ponownie mnie natomiast do siebie przekonały. Wszystkie kompozycje były raczej stonowane, takie aby posłuchać i zrelaksować się. Również w przerwach między piosenkami otrzymaliśmy zabawne anegdoty, opowiastki i wspomnienia, które wprawiały nas nieczęsto w moment skupienia. Dobre wypełnienie luki na ostatnie dostrajanie gitary i co najważniejsze było to ciekawe. Słowa nie były naciągane i powiedziane, aby nas zadowolić. Rogucki nawiązał z nami nić konwersacji.

Całość brzmiała trochę jak teatralny spektakl, w której widz odrywa się od rzeczywistości. Rogucki pokazał się z lirycznej strony, w której na pierwszy plan pokazuje umiejętności wokalne. Trzeba przyznać, że bardzo spore umiejętności! Jak widać było po reakcji publiczności,w swojej opinii nie byłem osamotniony. Był bis i gromkie brawa na stojąco, które mu się należały! Piękny koncert!

P.S. Obłędne wizualizacje!

Autor: Łukasz Jaćkiewicz

Fot.: Jakub Molina

Źródło: http://allaboutmusic.pl/piotr-rogucki-solo-wystapil-w-toruniu-relacja-i-zdjecia/